sobota, 7 września 2019

4. Pamiętnik pełen nut

Jestem pod ogromnym wrażeniem występu naszych koszykarzy, którzy wczoraj pokonali faworyzowaną Rosję 79-74 podczas drugiej rundy Mistrzostw Świata w Chinach! Zawodnicy pokazali niezwykłą wolę walki i charakter, dzięki którym udowodnili, że zasługują aby znaleźć się w gronie ośmiu najlepszych zespołów globu. Nie chciałbym się rozpisywać się o przebiegu tej rywalizacji, bo jedyne co mnie łączy z tą dyscypliną to fakt wykonywania kroków, niemniej jednak historyczny sukces (zwłaszcza nad tym przeciwnikiem!) sprawia, że wczorajszy dzień właściwie lepiej nie mógł się rozpocząć.Niestety, w życiu nie zawsze jest tak kolorowo, o czym świadczy wynik losowania naszej muzycznej maszyny - dziś zajmiemy się następującym tematem:

Piosenka, która przypomina kogoś, o kim chciałbym zapomnieć

Zrobiło się mało przyjemnie, chociaż jak się tak zacząłem zastanawiać, to wcale nie ma dużo takich muzycznych kawałków, co mnie bardzo cieszy. Oczywiście, nie będziemy tu dyskutować o personaliach tylko od razu przejdziemy do sedna:


Ten tajemniczy Dynoro to Litwin,  Edvinas Pechovskis, który 25 grudnia skończy 20 lat. Z zawodu jest DJ-em i producentem, a singiel reprezentujący gatunek future house pojawił się 8 czerwca 2018 roku. Jest to remix kawałków "In My Mind” Ivana Gougha i Feenixpawla, który również czerpie z motywu przewodniego „L’amour toujours” Gigi D'Agostino. W Polsce utwór zyskał ogromny sukces (diamentowa płyta) pojawiając się niezwykle często w najbardziej popularnych stacjach radiowych. Co prawda, w muzyce elektronicznej tekst nie odgrywa znaczącej roli i tutaj mamy tego doskonały przykład, ponieważ słowa cały czas się powtarzają. Dlatego stwierdziłem, że zasugeruję się następującym fragmentem: "The dreams we have, the love we share, This is what we're waiting for.." i dotknę tak ulotnej części naszego ziemskiego bytowania jaką są marzenia.

Jest takie powiedzenie: "Powiedz mi o swoich marzeniach, a powiem Ci kim jesteś" (możliwe, że to przed chwilą wymyśliłem, ale dobrze brzmi, to zostawię). Samo opowiadanie o nich bywa dla mnie krępujące i bardzo intymne, natomiast po głębszej analizie dostrzegam w wyżej wymienionej sentencji mądrość, o którą warto walczyć. Na przestrzeni lat łatwo zauważyć jak nam się te pragnienia zmieniają, co z reguły świadczy o naszym dojrzewaniu. Pamiętam, jak jeszcze będąc dzieckiem większość sprowadzała się do posiadania ogromnego bogactwa, luksusowej willi i przede wszystkim najnowocześniejszej wersji sportowego samochodu wyprodukowanego we Włoszech. Chwilę później zostałem zaszczepiony zatrutą strzałą miłości do okrągłego kawałka skóry, gdzie ustawicznie wprowadzanie jej w ruch doprowadzało mnie do stanów wręcz ekstatycznej radości i właściwie nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Z perspektywy czasu, najpiękniejszy w tym wszystkim jest moment, w którym zaczynasz budować swój świat już nie w pojedynkę, ale na poważnie, mając drugą osobę u boku, gdzie z jednej strony marzenia czasem trzeba przewartościować ale z drugiej dostajesz skrzydeł bo wiesz, że czując takie wsparcie, łatwiej ruszyć kulę ziemską.

W alternatywnym świecie coachingu to zagadnienie jest poruszane z każdej możliwej strony. Jedni mówią o tym, żeby nie nazywać ich marzeniami tylko planami do zrealizowania, dodając do tego konieczność otoczenia się pozytywną energią, inni będą wspominać o kolejnych stopniach do pokonania nie zapominając o nieśmiertelnym wyjściu ze strefy komfortu. A ja bazując na własnym doświadczeniu mogę powiedzieć, że dla mnie najważniejsza jest odwaga rozumiana w dwóch aspektach. Po pierwsze jako śmiałe wypuszczenie z rąk lejców swojej wyobraźni i uwolnienie pokładów kreatywności poprzez podróż w głąb siebie, a następnie zdefiniowanie tego, o czym tak naprawdę marzy moje serce. Natomiast w drugim wymiarze jako niegasnąca siła do podjęcia tego, czego pragnę. Zdaję sobie sprawę jak to pięknie (mam nadzieję!) wygląda na papierze, ale nawet najprostsze fantazje się nie zrealizują jeżeli nie zostaną nałożone te dwa filtry. (Omijam tutaj jeszcze jeden wyznacznik, czy to, co chciałbym uczynić jest dobre dla innych, albo przynajmniej dla mnie - jest on oczywisty). Zwłaszcza, że im bardziej wartościowe jest to, do czego dążę tym bardziej brutalne będzie zderzenie z rzeczywistością - dlatego tak ważne jest uzbrojenie się w paliwo na drugą drogę - oby do sukcesu!

Chciałbym móc za kilkanaście lat znów napisać taki tekst, żeby rozliczyć się z tymi marzeniami, które teraz chodzą mi po głowie, a wam życzę nie ustawania w realizowaniu swoich największych ale też najskrytszych pragnień.

wtorek, 3 września 2019

3. Pamiętnik pełen nut

Jest coś niezwykle urokliwego w starym, zakurzonym i już nieco wyblakłym pamiętniku, znalezionym na strychu, gdzieś pomiędzy notatkami jeszcze z okresu studenckiego. Z jednej strony wychodzi się z założenia, że przecież nie patrzy się w przeszłość, a z drugiej ta nie dająca spokoju, zżerająca ciekawość nie pozwala pozostawić kilkunastu zapisanych stron owioniętych tajemnicami z czasów, kiedy największą pogardą było nie wpisanie się do pele-mele.

Myślami ciągle wracam do wydarzeń sprzed kilkunastu dni, które rozegrały się na jednej z najbardziej znanych polskich gór. Tak jak zawsze, ogromna tragedia niestety obnażyła te wszystkie nieprzemyślane decyzje, oraz łatwe do przewidzenia błędy nagminnie powtarzane na szlakach turystycznych w całej Polsce. Nie zamierzam nikogo oceniać ani moralizować, natomiast przyglądam się temu ze swojej perspektywy i chciałbym wyciągnąć wnioski z tej dramatycznej lekcji, jaką przyniosło nam życie.

Nie chcę  ocierać się o patos dlatego napiszę, iż faktem (oczywiście autentycznym, zgodnie z najnowszym, obowiązującym kanonem stylistycznym języka polskiego) jest, że droga wiodąca na Giewont przyciąga całe mnóstwo (lub jak wolą zachodni sąsiedzi - rzeszę) turystów; od bobasów ledwo od piersi odciągniętych po całkiem nieźle radzących sobie seniorów. Okazuje się, że najbardziej ekscytujące Polaków punkty G to Giewont i Gubałówka. (Wskazówka dla panów: jak to mawiają rdzenni mieszkańcy: "sie ceper tyle nasuko, a syćko pod nosem mo). Ta para niezmiennie pociąga Polaków, o czym świadczą niezmierzone ilości dutków pozostawiane w kieszeniach pogwizdujących z zachwytu górali. Oczywiście, cieszy tak ogromne zainteresowanie wspinaczką, natomiast jak to zawsze mawia były trener polskich piłkarzy Jerzy Engel: "jest szalenie ważnym aby.." dobrze się do niej przygotować.

I tutaj właściwie mógłbym przytoczyć miliony przykładów, myślę, że każdy kto choć raz był na jakimkolwiek szlaku prowadzącym na nieco większy pagórek wie o czym piszę. Wspomnę tylko o jednym, który niestety jest prawdziwy, ale idealnie pokazuje to, co chcę przekazać. Pewien mężczyzna wchodził razem z dzieckiem na jedną z najwyższych gór w naszym kraju ubrany w sandały. Niezrażony spojrzeniami mijających go ludzi doszedł na sam szczyt, na którym jakiś przechodzień zagaił go następującymi słowami:
- Wie pan co, proszę się nie denerwować, mam do pana tylko jedno pytanie, proszę zaspokoić moją ciekawość, dlaczego wybrał się w sandałach w towarzystwie dziecka?
Na co bohater historii odpowiedział rezolutnie:
- Ponieważ kupiłem je na dziale górskim..

Nie uważam się za wszystkowiedzącego w kwestiach alpinistyki, aczkolwiek akurat owianą legendą o Śpiącym Rycerzu górę (swoją drogą to musi być mit, bo przecież tyle ludzi tam się wspina, że Wojownik już by się dawno obudził) udało mi się jakiś czas temu zdobyć i tak naprawdę dopiero ostatnio doceniłem skalę trudności tej wyprawy. Moje obserwacje poczynione w trakcie marszu w pełni potwierdzają, to o czym opowiadali ratownicy tuż po zakończonej akcji - zaczyna dominować niezwykle niebezpieczny trend definiowany przeze mnie coraz większym brakiem profesjonalnego podejścia jednocześnie z narastającym zabieraniem różnego rodzaju gadżetów technologicznych, które w sytuacjach kryzysowych nie pomagają, a bardzo często stają niepotrzebnym ciężarem.

Płynnie przechodząc do wniosków, chyba ciągle zapominamy o tym, że człowiek nadal nie posiada umiejętności poskromienia żywiołów (chyba, że jest Bogiem albo Kapitanem Planetą - kiedyś to były bajki..) i w starciu z burzą stoi na straconej, a właściwie spalonej pozycji. Z drugiej strony, górskie zmiany pogodowe są nomen omen błyskawiczne, o czym akurat sam boleśnie się przekonałem. Kiedy wspinałem się aby stanąć tuż przy metalowym krzyżu, aura zapowiadała się doskonale, jednak na samym szczycie przywitała mnie ogromna ulewa połączona z gradem. Na szczęście miałem swojego prywatnego anioła stróża w postaci Niewiasty, która zadbała o to, żebym przeszedł niczym najzwinniejsza kozica po wszelkich, niebezpiecznych wertepach. Muszę się również przyznać, że też nie ustrzegłem się błędu ponieważ wziąłem na wyprawę pelerynę, której wcześniej nie sprawdziłem, co poskutkowało tym, że kiedy ją włożyłem, to dużo trudniej mi było postawić kolejny krok, już nie wspominając o mocno ograniczonej widoczności. Ta sytuacja wydarzyła się na samym wierzchołku więc nie ryzykując, zdarłem ją z siebie. Mimo że scena miała w sobie duży potencjał erotyczny z racji materiału rzecz jasna, to w tamtej chwili jedynie czułem, że zdecydowanie opuszczam strefę swojego komfortu.

To co jest najistotniejsze, to żeby zawsze mieć z tyłu głowy, że każde wyjście w góry może być naszym ostatnim, jeśli się do niego nieodpowiednio przygotujemy. Zdaję sobie sprawę, jaki to jest ogromny truizm, natomiast jak widać na załączonym obrazku chyba ciągle do nas to nie dociera. Ogromnie współczuje rodzinom ofiar oraz wszystkim pokrzywdzonym w tej tragedii, licząc, że to już ostatnia, której efektem będzie zdrowy rozsądek i roztropność w podejmowaniu decyzji o wyprawie w góry.

Tym razem na koniec zajrzymy sobie do naszego kącika muzycznego, gdzie został wylosowany następujący temat:

Piosenka, która przypomina Ci wakacje

Stwierdziłem, że gdybym dotknął obecnego lata, byłoby to zbyt oczywiste, w związku z czym cofnąłem się do 2011 roku i do pierwszego singla z albumu Wild Ones - "Good Feeling" (wydany 29.08.2011r.) wykonywanego przez rapera o pseudonimie Flo Rida. Tramar Dillard, bo tak naprawdę się nazywa, za dwa tygodnie będzie obchodził swoje 40. urodziny. Zaczynał śpiewać ze swoimi siostrami w lokalnej grupie gospel, patrząc przez pryzmat aktualnych teledysków, dużo się u niego pozmieniało :) 


W tle utworu słychać akustyczną oprawę z singla "Levels" Avicii'ego oraz fragment "Something’s Got a Hold on Me" Etty James. W moim odczuciu całość została wyprodukowana (Dr Luke i Avicii), aby opanować każdy taneczny parkiet i z tej roli wywiązała się całkiem nieźle. Próbowałem zrozumieć myśl przewodnią zaprezentowaną w wyżej podanym tekście, ale odpowiedział mi sam zainteresowany: "No trick plays, I'm Bill Gates, Take a genius to understand me".

W ogóle to strasznie długo mnie na blogu nie było, mam nadzieję, że to ostatnia taka długa przerwa. Zostawiam Was z przyszłym jubilatem w głośnikach i życzę dnia pełnego dobrych wiadomości!