środa, 15 listopada 2017

Iskry - odc. 7. Orzeł.

Każdą z tych dziesięciu historii, które tutaj zostawiam, na swój sposób polubiłem. Dzisiaj chciałbym Wam przedstawić opowieść szczególnie dla mnie ważną, zatem może będzie bardziej osobiście. Domyślam się, że nie wszystkim przypadnie do gustu, dlatego zachęcam do zaglądnięcia w pozostałe - mam nadzieję, że coś się przyda. Zapraszam do zapoznania się z następującą bajką:

Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się z kurczętami i wyrósł wraz z nimi. Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, myśląc, że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi, szukając glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwał kilka metrów w powietrzu. No bo przecież, czy nie tak właśnie fruwają koguty? Minęły lata i orzeł się zestarzał. Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami. Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.
- Co to jest? - zapytał stojącą obok kurę.
- To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura - ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on. Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł, wierząc, że jest kogutem w zagrodzie.

Uważam, że jeśli jest jakiś kanon opowieści, które każde dziecko powinno znać, to ta historia o orle powinna się tam koniecznie znaleźć. Przecież dotyczy ona naprawdę sporej grupy ludzi. Można ją przeczytać na dwa sposoby:

1) To kapitalna i bardzo pouczająca przenośnia o tym, co z nami robi popełniony wcześniej grzech; jak bardzo on wykrzywia obraz świata i jak chytrze zabiera nam wszelkie zdolności do życia w wolności i oddychania pełną piersią. Zresztą na jednym z krakowskich kazań zdarzyło mi się już usłyszeć o orle wychowującym się między kurami. Nie chciałbym jej jednak dokładnie analizować, gdyż podejrzewam, że dla katolików przekaz jest dosyć jasny, a zależy mi, żeby jeszcze przekazać drugi, nie mniej ważny aspekt dotyczący również ludzi wciąż poszukujących.

2) Podejrzewam, że wielu z nas spotkało takich orłów w kurzym przebraniu, o ile sami się tak nie czujemy. Gdyby postarać się to przełożyć do świata ludzi - ta historia brzmiałaby następująco:

"Cześć, jestem Konrad. Mam wrażenie, że ktoś wrzucił mnie w totalnie obce środowisko, w którym na początku nie mogłem się odnaleźć. Teraz jestem z NIMI. ONI objaśnili mi świat i jak funkcjonuje moje najbliższe otoczenie. Dostosowałem się i przywykłem do tych reguł. Szczerze mówiąc, mam takie chwile, kiedy te zasady wydają mi się bardzo dziwne, głupie, bezsensowne czy czasem wręcz nieludzkie (sic!). Ale akceptuje je. W sumie, co mam innego do roboty, jak i tak NIGDY SIĘ STĄD NIE WYBIJĘ. Konrad stawał się coraz starszy, co gorsza powoli przestał do siebie dopuszczać myśli o jakiejkolwiek zmianie. Pewnego pięknego dnia, Konrad spotyka na swojej drodze Grześka, konsekwentnie realizującego wyznaczone wcześniej cele oraz szczęśliwego z powodu właśnie spełniających się marzeń. Nasz główny bohater, mimo że skądś kojarzy obcego mężczyznę, szybko przestaje się zastanawiać, co przykuło jego uwagę w postawie Grześka. Zniechęcony, wraca do swojej nory, gdzie z biegiem czasu staje się coraz bardziej osowiały i apatyczny."

Wspaniały Czytelniku! 

Zapamiętaj sobie, że chociażbyś wylądował między glistami - JESTEŚ ORŁEM - nie dlatego, że Twoje ego jest tak wielkie, iż ledwo mieścisz się z nim w trzywagonowym tramwaju, tylko tak stworzył Cię Wielki Producent. Nie daj sobie wmówić, że przez całe życie masz piać, gdakać i pożerać robaki! SZUKAJ, PRÓBUJ, PRZEŻYWAJ i nie zamykaj się w regułce, iż nie potrafisz, ponieważ jestem przekonany, że posiadasz wszelkie predyspozycje, zdolności i talenty potrzebne do latania! Nawet, jeśli teraz kołyszesz się jeszcze wkoło kurnika, to jeszcze nie oznacza, iż jesteś kogutem. Połamałaś skrzydła? Spokojnie, to się da naprawić. Nikt za Ciebie nie poleci, dopóki się sama nie odważysz. Bardzo bym chciał, żebyśmy potraktowali tę bajkę na serio. Pamiętajmy, że odkładanie marzeń nie przyśpieszy ich realizacji, a podstawowym czynnikiem jakiejkolwiek zmiany, jest wiara w to, że ona może się udać. Wyczuwam duże stężenie coachingu ale ogromnie mi zależy na tym, aby zaszczepić to przekonanie o naszej wyjątkowości, pozwalającej wymyślić i zrealizować mnóstwo dobrych pomysłów - czyli takich, których głównym celem jest Dobro.

Piszę też o tym dlatego, że abstrahując od polityki, coraz więcej ludzi decyduje się na desperacki krok odebrania sobie życia. Żeby więcej nie dopuszczać do tak tragicznych wydarzeń, potrzebna jest nam Nadzieja, w zależności od wyznania - różnie definiowana. Niech Ona nieustannie nam przypomina, iż bez względu na to, co będzie do nas docierać, jesteśmy królewskimi ptakami - majestatycznymi orłami, a naszym celem jest ciągłe wzbijanie się do nieba.

Ten tekst nie jest łatwy, ale mam nadzieję, że jego przekaz został odpowiednio wyartykułowany. Ponieważ kilkoro z Was pytało o pewną kwestię, dlatego publicznie odpowiem, że wszystkie cytaty autorstwa Paula Coelho zostały wymyślone na potrzeby danego tekstu i nie mają wiele wspólnego z oryginalnymi. A skoro o wilku mowa, to dzisiaj brazylijski pisarz pozostawił następujący ślad po sobie, niczym chińskie przysłowie:

"Lepiej płakać z zimna w locie,
niż śmiać się w cieple kurnika.."

sobota, 11 listopada 2017

Iskry - odc. 6. Kamień.

Czasu nie da się oszukać, jesteśmy już za połową tej serii. By szybko ukrócić wszelkie lamenty spowodowane wyżej wymienionym faktem, przejdźmy do dzisiejszej opowieści:

Dawno temu pewien król postawił duży kamień na drodze. Następnie obserwował, czy ktoś przesunie przeszkodę. Jedni z najbogatszych kupców i obywateli przejeżdżali tą drogą, klnąc i złorzecząc na przeszkodę, ale żaden z nich nigdy nie pomyślał, żeby odsunąć ten kamień. Wiele osób narzekało na króla, który nie dba o porządek w królestwie i nie interesuje się tym, co jest ważne dla zwykłego ludu, czyli przejezdnymi drogami. Któregoś dnia zwykły chłop, wiozący warzywa na swoim skromnym wozie zaprzęgniętym w starego muła, zatrzymał się i po godzinie przesuwania i pchania kamienia zupełnie usunął go z drogi, tak, że głaz już nikomu nie przeszkadzał. Kiedy zrzucał kamień w pobliski rów, zauważył, że do jego dolnej części jest przyczepiona sakiewka, a w niej pełno złotych monet dla osoby, która przesunęła kamień. Chłop nauczył się czegoś, czego inni nigdy nie zrozumieją. Każda przeszkoda jest szansą na poprawienie czyjegoś położenia.

Jak przeczytałem tę historię pierwszy raz, to pomyślałem sobie, że właśnie odgadnąłem modus operandi (łac. sposób działania - uczymy się, bo ja wiecznie żyć nie będę!) naszych polityków. Prawdopodobnie stąd te wszystkie afery, ustawy wbrew logicznemu myśleniu czy prawo zabijające każdą dobrą inicjatywę. Może w tym całym cyrku chodzi o to, żeby ktoś to odkrył, zdemaskował obnażył i zmienił. Pewnie wtedy znajdzie się jakiś dyplom, bo sakiewki już dawno zabrane..

A tak poważnie: ta opowiastka jest z jednej strony oczywista, a z drugiej ona zdarza się codziennie na naszych oczach. Ja nie wiem ile ten król ma wzrostu, ale to w tej chwili drugorzędna sprawa. (Kamień był duży - to nie ON.) Dobra, koniec żarcików, bo przyjdą do mnie smutni panowie ubrani na czarno i zamkną bloga. Wszystko zamkną. Mnie też.

Chociaż gdyby tak tę samą historyjkę umieścić w polskich realiach, to po pierwsze, Polak znalazłby sposób, żeby wyciągnąć pieniądze spod głazu, nie przesuwając go. Po drugie, dla przyszłego znalazcy zostawiłby motywującą kartkę: "jesteś dobry, ale byłem szybszy!". Co więcej, gdyby wreszcie ktoś przeciągnął ten głaz, gwarantuję, że spotkałby się z ogromną krytyką, bo przecież po co ruszać, jak dobrze było; wszyscy się już przyzwyczaili, a teraz będą musieli uważać, żeby nie wpaść do dziury, którą kamień pozostawił - tak postąpiliby przedstawiciele pierwszej grupy. Z kolei drudzy uznaliby go za bohatera narodowego, godnego pomnika ze spiżu w centrum miasta, zesłanego z niebios (w końcu odwalił głaz - ma to sens!). Trzeci chodziliby i pytali każdego: "gdzie jest kamień?", a jeszcze inni postawiliby barierki i zaczęli strajk głodowy z następującymi transparentami:

Zamiast budować obronne mury,
załatajcie nam w drodze dziury! 

oraz 

Nie ma sensu nasz pełny żołądek,
gdy na drogach widać nieporządek!

Pomijam napływające wnioski z różnych ekip - czyja to jest wina i dlaczego Donalda z Brukseli oraz trzy główne stacje telewizyjne; każda z własną wersją tego samego wydarzenia. Patrząc na to z innej perspektywy, myślę, że jesteśmy już do tego tak przyzwyczajeni, że byłoby strasznie nudno, gdyby nagle się to zmieniło.

Wydaje mi się, iż nieco odbiegłem od tematu, ale wracam. Chyba. Ten przysłowiowy zwykły chłop z warzywami to synonim normalności, której tak często nam brakuje. (A co jeśli mężczyzna też dowozi pomidory? Kto czyta bloga, będzie wiedział!)

Jest mnóstwo historii krążących po internecie, zbierających mnóstwo lajków, serduszek i innych reakcji, gdzie ludzie zachowują się, no właśnie, tak jak należy, a przecież to powinno być oczywiste. Trzeba nam zdecydowanie powrócić do rolniczych czasów i zacząć działać jak przeciętny chłop - jak widać, to się naprawdę opłaca! 

Na koniec niezmordowany Paulo Coelho z petardą:

"Gdy widzisz przeszkodę na drodze swojego rozwoju, to ją usuń!"

poniedziałek, 6 listopada 2017

Iskry - odc. 5. Sylvester.

Jedną z największych skaz naszych czasów jest chęć osiągnięcia sukcesu bądź efektu "na już", najlepiej jak najmniejszym kosztem, bez żadnego wysiłku. Większość z nas mierzy się z tym, a ci, którzy tego nie robią, uznali, że za długo trzeba czekać na rezultaty.
Od dziecka świat nakłada na nas presję błyskawicznego rozwoju przy minimalnym wkładzie własnej pracy, dzięki czemu wchodząc w dorosłe życie, stajemy się zakładnikami słomianego zapału. Bo przecież miało być: łatwo, lekko i przyjemnie.
Nie ma w tym przypadku, że podobno obliczono, iż żeby być mistrzem świata w danej dziedzinie, trzeba poświęcić około 10 tysięcy godzin na jej doskonalenie. I tak jak po jednych zajęciach tanecznych nie będziemy się ruszać jak Michael Jackson, tak po samej rozśpiewce trudno nam będzie stworzyć duet z Małgorzatą Walewską (dla kojarzących - wspaniała mezzosopranistka; dla pozostałych - to ta dama siedząca w jury "Twoja twarz brzmi znajomo").
Zakładam, że coraz większa część z was ma coraz mniejszą ochotę czytać dalej. Bo znowu o oczywistościach, truizmach - po prostu nudy. Tym razem to celowy zabieg! A skąd w Tobie pęd do błyskotliwych ripost, częstych żartów, skoro jeszcze nie doczytałeś do końca? :)

Śmiem zaryzykować twierdzenie, że nie każdy artysta to rzemieślnik, natomiast każdy rzemieślnik jest artystą. Co więcej, gwiazda bez katorżniczej pracy pewnie szybko rozbłyśnie i jeszcze szybciej zgaśnie. Zresztą jedynym człowiekiem, który mógł sobie pozwolić na błyskawiczny efekt był Dżepetto, gdyż jedną iskrą swojego Pinokia by unicestwił, a przecież nie o to mu chodziło..

Dlatego pragnę zaapelować do wszystkich Rodaków! Nie bądźcie jak Pinokio - nie bójcie się Iskier - po prostu czytajcie bloga, na którym pojawia się nowa, tym razem autentyczna historia:

W roku 1974 Sylvester Stallone był załamanym, zniechęconym aktorem i scenarzystą. Kiedyś, obserwując mecz bokserski, zainspirował się kompletnie nieznanym pięściarzem, który "wytrzymał" z wielkim Mohammedem Alim. Popędził do domu i w trzydniowej erupcji sił twórczych napisał pierwszy szkic scenariusza zatytułowanego Rocky. Mając przy duszy ostatnie 106 $, Stallone przedstawił scenariusz swojemu agentowi. Wytwórnia zaproponowała 20 tysięcy $, główną rolę w filmie miał odtwarzać Ryan O'Neal lub Burt Reynolds. Stallone był podekscytowany tą ofertą, lecz sam chciał zagrać główną rolę. Zaproponował, że zagra za darmo. Powiedziano mu: "W Hollywood tego się nie robi". Stallone odrzucił więc ofertę, choć rozpaczliwie potrzebował pieniędzy.
Potem zaproponowano mu 80 tysięcy $ pod warunkiem, że nie zagra w filmie. Znów odmówił. Powiedziano mu, że rolą zainteresował się Robert Redford, wobec czego mogą mu zapłacić za scenariusz 200 tysięcy $. Odmówił. Podniesiono ofertę do 300 tysięcy $. Odpowiedział, że nie chciałby przez całe dalsze życie zastanawiać się, "co byłoby gdyby...". Zaproponowano mu 330 tysięcy $. Powiedział, że raczej wolałby, żeby filmu w ogóle nigdy nie nakręcono, niż żeby nie miał w nim grać głównej roli.
Wytwórnia zgodziła się wreszcie, żeby zagrał główną rolę. Zapłaciła mu 20 tysięcy $ za scenariusz + minimalne wynagrodzenie aktorskie - 340 $ za tydzień. Po potrąceniu kosztów, prowizji agenta i podatków, zarobił na czysto 6 tysięcy $ zamiast 330 tysięcy $.
W roku 1976 Stallone uzyskał nominację do Oscara dla najlepszego aktora. Rocky zdobył trzy statuetki: za najlepszy film, reżyserię i montaż. Seria filmów z Rockym przyniosła jak dotąd niemal miliard $, czyniąc z Sylvestra Stallone międzynarodową gwiazdę filmu.

Okazuje się, że Sylvester Stallone nie musiał wchodzić na ring, żeby udowodnić swoją wolę walki oraz determinację. Patrząc z perspektywy ponad 300 tysięcy $ - to naprawdę ogromna suma i nie każdy byłby aż takim ryzykantem, żeby pozwolić sobie na odrzucenie takiej oferty, zwłaszcza że kolejna mogłaby się już nie pojawić. A jednak. Dzięki tej opowieści można się przekonać, jak ważna jest wiara we własną wizję. Niestety mamy coraz mniej ludzi, którzy potrafią wymyślić i przeprowadzić swój pomysł od początku do końca, nie godząc się na kompromisy, by na finiszu obronić się swoją słuszną koncepcją.

Ta historia jest bardzo amerykańska. Jest w niej pomysł, ryzyko, duże pieniądze oraz końcowy sukces. Zdecydowanie lubimy czytać takie opowiadania oparte na faktach. Głównie dlatego, że siedzi w nas taki mały krasnal, szepczący nam do ucha w zależności od usposobienia: "ten to ma dobrze" lub "mnie to by się nigdy nie udało" czy "nawet jemu się powiodło, a się tylko bije po twarzy..."

Dzisiaj spotkałem pewną dziewczynę ze zwykłą torbą. Jednak zaintrygował mnie napis na niej: "God is in the details". Odkąd pamiętam, zawsze się mówiło, że to diabeł tkwi w szczegółach, ale w epoce truskawek na torcie mogłem coś przeoczyć..

Innymi słowy, myślę, że to najlepszy czas, żeby uroczyście wręczyć naszemu podcinaczowi (ładny neologizm) skrzydeł dymisję i spróbować zaryzykować. Parafrazując znane powiedzenie: "nie od razu Rockiego napisano!" ale od czegoś trzeba zacząć. Bo przecież najbardziej ekscytująca jest droga do celu niż samo delektowanie się sukcesem, czyż nie? :)

Na koniec kilka słów od autora złotych myśli. Paolo Coelho poucza:
"Kieruj się intuicją. Nigdy się nie poddawaj!"