Niedawno wpadła mi w ręce książka Jerzego Stuhra, zatytułowana "Tak sobie myślę". Jest to dziennik z czasu, kiedy aktor walczył z rakiem przełyku. Nie było to moje pierwsze literackie spotkanie z krakowskim artystą, dlatego jestem przyzwyczajony do jego sposobu pisania. Nie odbieram mu błyskotliwości, poczucia humoru oraz przenikliwego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość, aczkolwiek cały tekst jest tak strasznie nasiąknięty megalomanią, że musiałem bardzo mocno przymknąć (to chyba zbyt delikatne określenie) oko, żeby przedzierać się przez kolejne rozdziały. Cokolwiek o p. Jerzym nie powiedzieć, jest on wspaniałym aktorem i cieszę się, że miałem okazję zobaczyć go na scenie. Polecam ten dziennik, gdyż był on pisany z perspektywy doświadczonego człowieka, przygotowanego na każdy życiowy scenariusz. Jest tam jedna rzecz, która mnie absolutnie urzekła. Otóż ojciec Macieja podkreśla, że aktualnie coraz rzadziej używa się określenia, iż "czegoś (zrobić) nie wypada". Tak patrząc przez pryzmat mediów i społeczności, w której funkcjonujemy, to muszę przyznać, że jest to całkiem trafna diagnoza. W kontekście tych słów, aktor przyznaje, że kiedy odwiedzał go elegancko ubrany lekarz podczas szpitalnego obchodu, źle by się czuł będąc w piżamie, zatem zawsze przywdziewał coś bardziej dystyngowanego. Szkoda, że przedstawiciele tej klasy wymierają tak szybko, świat bez nich stanie stanie się niczym marynarka bez poszetki - niby wszystko pięknie, ładnie ale czegoś brakuje. A panu Jerzemu oczywiście dużo zdrowia życzę!
A na Mundialu Portugalia po wielkich męczarniach pokonała Maroko 1-0, Urugwaj wygrał z Arabią Saudyjską również 1-0 tak samo jak Hiszpania z Iranem. Po raz kolejny okazało się, że na Mistrzostwach Świata nie ma słabych drużyn (poza jedną, ale wyjątek potwierdza regułę). Smutne, nawet bardzo.
Niedawno próbowano mnie wciągnąć w dyskusję o polskiej polityce. Klasyczne trio na początek: Na kogo głosowałem, z którą opcją sympatyzuję i dlaczego nie mam racji. Przykład rozmowy, która odbywa się w każdym domu od Tatr po Bałtyk w świątecznych dniach. Abstrahując jak ta scena potoczyła się dalej, to chciałem spojrzeć na to z troszkę innej strony. Przez moment odłożyłem na bok swoje cyniczne spojrzenie i oddałem się swojej idealistycznej wizji. Wyobraziłem sobie, co by się działo, gdybyśmy zamiast o polityce, rozmawiali z taką samą energią, równie nieuporządkowanymi emocjami, czy wręcz zaciekłością o dobru, a konkretniej o działaniu, które nikomu nie zaszkodzi, a przyniesie pożytek. Nie wchodząc nawet w praktyczność tego pomysłu - (o ile by się nam żyło łatwiej!), to odnoszę wrażenie, że większość ludzi najzwyczajniej w świecie po prostu odetchnęła z ulgą. Mówi się, że potrzeba matką wynalazków (zawsze jak byłem dzieckiem, zastanawiałem się, dlaczego jak dorośli idą na dłużej do toalety, to mówią,: Idę teraz pomyśleć - zrozumiałem to później..) ale my Polacy, naprawdę nie mamy się czego wstydzić jeśli o konstruowanie wszelkiego rodzaju patentów. Warto tu wspomnieć o świetlówce, projektorze filmowym, wycieraczkach samochodowych czy kamizelce kuloodpornej. W żaden sposób nie chcę deprecjonować dyskusji o obecnym rządzie i kierunku, w którym podążamy, aczkolwiek lubimy najwięcej czasu spędzać na dywagowaniu o rzeczach, na które mamy najmniejszy wpływ. A tam, gdzie wszystko leży w naszych rękach to przecież jutro też jest dzień.. W sumie dzisiaj od rana mierzę się wzrokiem z odkurzaczem no i cham ani nie drgnął..
Muszę przyznać, że jeśli chodzi o Targi Książki w Krakowie - mam całkowicie ambiwalentne odczucia i chyba nigdy w życiu nie użyłem trafniej tego przymiotnika. Z jednej strony tak bardzo się cieszę, że jest tylu ludzi, którzy kochają czytać i dbają o stały dostęp do wszelakiej literatury, a z drugiej w hali, gdzie odbywa się to wydarzenie, jest tak straszny ścisk, chaos i zamieszanie, że trudno mi się wyzbierać, żeby tam dotrzeć*. Niemniej sama inicjatywa jest rewelacyjna i niech ta impreza będzie trwała jak najdłużej!
*To się chyba nazywa coś za coś - jedno wynika z drugiego. Nieważne, niech żyją Targi Książki!
Muszę przyznać, że jeśli chodzi o Targi Książki w Krakowie - mam całkowicie ambiwalentne odczucia i chyba nigdy w życiu nie użyłem trafniej tego przymiotnika. Z jednej strony tak bardzo się cieszę, że jest tylu ludzi, którzy kochają czytać i dbają o stały dostęp do wszelakiej literatury, a z drugiej w hali, gdzie odbywa się to wydarzenie, jest tak straszny ścisk, chaos i zamieszanie, że trudno mi się wyzbierać, żeby tam dotrzeć*. Niemniej sama inicjatywa jest rewelacyjna i niech ta impreza będzie trwała jak najdłużej!
*To się chyba nazywa coś za coś - jedno wynika z drugiego. Nieważne, niech żyją Targi Książki!