sobota, 27 października 2018

Rurka z Krem(l)em - VII

Niedawno wpadła mi w ręce książka Jerzego Stuhra, zatytułowana "Tak sobie myślę". Jest to dziennik z czasu, kiedy aktor walczył z rakiem przełyku. Nie było to moje pierwsze literackie spotkanie z krakowskim artystą, dlatego jestem przyzwyczajony do jego sposobu pisania. Nie odbieram mu błyskotliwości, poczucia humoru oraz przenikliwego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość, aczkolwiek cały tekst jest tak strasznie nasiąknięty megalomanią, że musiałem bardzo mocno przymknąć (to chyba zbyt delikatne określenie) oko, żeby przedzierać się przez kolejne rozdziały. Cokolwiek o p. Jerzym nie powiedzieć, jest on wspaniałym aktorem i cieszę się, że miałem okazję zobaczyć go na scenie. Polecam ten dziennik, gdyż był on pisany z perspektywy doświadczonego człowieka, przygotowanego na każdy życiowy scenariusz. Jest tam jedna rzecz, która mnie absolutnie urzekła. Otóż ojciec Macieja podkreśla, że aktualnie coraz rzadziej używa się określenia, iż "czegoś (zrobić) nie wypada". Tak patrząc przez pryzmat mediów i społeczności, w której funkcjonujemy, to muszę przyznać, że jest to całkiem trafna diagnoza. W kontekście tych słów, aktor przyznaje, że kiedy odwiedzał go elegancko ubrany lekarz podczas szpitalnego obchodu, źle by się czuł będąc w piżamie, zatem zawsze przywdziewał coś bardziej dystyngowanego. Szkoda, że przedstawiciele tej klasy wymierają tak szybko, świat bez nich stanie stanie się niczym marynarka bez poszetki - niby wszystko pięknie, ładnie ale czegoś brakuje. A panu Jerzemu oczywiście dużo zdrowia życzę!

A na Mundialu Portugalia po wielkich męczarniach pokonała Maroko 1-0, Urugwaj wygrał z Arabią Saudyjską również 1-0 tak samo jak Hiszpania z Iranem. Po raz kolejny okazało się, że na Mistrzostwach Świata nie ma słabych drużyn (poza jedną, ale wyjątek potwierdza regułę). Smutne, nawet bardzo.

Niedawno próbowano mnie wciągnąć w dyskusję o polskiej polityce. Klasyczne trio na początek: Na kogo głosowałem, z którą opcją sympatyzuję i dlaczego nie mam racji. Przykład rozmowy, która odbywa się w każdym domu od Tatr po Bałtyk w świątecznych dniach. Abstrahując jak ta scena potoczyła się dalej, to chciałem spojrzeć na to z troszkę innej strony. Przez moment odłożyłem na bok swoje cyniczne spojrzenie i oddałem się swojej idealistycznej wizji. Wyobraziłem sobie, co by się działo, gdybyśmy zamiast o polityce, rozmawiali z taką samą energią, równie nieuporządkowanymi emocjami, czy wręcz zaciekłością o dobru, a konkretniej o działaniu, które nikomu nie zaszkodzi, a przyniesie pożytek. Nie wchodząc nawet w praktyczność tego pomysłu - (o ile by się nam żyło łatwiej!), to odnoszę wrażenie, że większość ludzi najzwyczajniej w świecie po prostu odetchnęła z ulgą. Mówi się, że potrzeba matką wynalazków (zawsze jak byłem dzieckiem, zastanawiałem się, dlaczego jak dorośli idą na dłużej do toalety, to mówią,: Idę teraz pomyśleć - zrozumiałem to później..) ale my Polacy, naprawdę nie mamy się czego wstydzić jeśli o konstruowanie wszelkiego rodzaju patentów. Warto tu wspomnieć o świetlówce, projektorze filmowym, wycieraczkach samochodowych czy kamizelce kuloodpornej. W żaden sposób nie chcę deprecjonować dyskusji o obecnym rządzie i kierunku, w którym podążamy, aczkolwiek lubimy najwięcej czasu spędzać na dywagowaniu o rzeczach, na które mamy najmniejszy wpływ. A tam, gdzie wszystko leży w naszych rękach to przecież jutro też jest dzień.. W sumie dzisiaj od rana mierzę się wzrokiem z odkurzaczem no i cham ani nie drgnął..

Muszę przyznać, że jeśli chodzi o Targi Książki w Krakowie - mam całkowicie ambiwalentne odczucia i chyba nigdy w życiu nie użyłem trafniej tego przymiotnika. Z jednej strony tak bardzo się cieszę, że jest tylu ludzi, którzy kochają czytać i dbają o stały dostęp do wszelakiej literatury, a z drugiej w hali, gdzie odbywa się to wydarzenie, jest tak straszny ścisk, chaos i zamieszanie, że trudno mi się wyzbierać, żeby tam dotrzeć*. Niemniej sama inicjatywa jest rewelacyjna i niech ta impreza będzie trwała jak najdłużej!



*To się chyba nazywa coś za coś - jedno wynika z drugiego. Nieważne, niech żyją Targi Książki!

czwartek, 25 października 2018

Rurka z Krem(l)em - VI

Minęło już ponad cztery miesiące, a ja dalej pamiętam emocje towarzyszące temu wydarzeniu. To był wtorek, 19 czerwca. Trzeba było szybciej urwać się z pracy, żeby zdążyć, ale na szczęście większość szefów była wyrozumiała. Musiała być. Przecież wszyscy od rana o tym wspominali, media jak zwykle zasypywały nas wszelkimi (nie)potrzebnymi informacjami łącznie z tą, co zawodnicy zjedli na śniadanie i co będą robić sekunda po sekundzie do pierwszego gwizdka rozpoczynającego spotkanie.

To było coś więcej niż tylko jeden mecz. Po bardzo udanych Mistrzostwach Europy we Francji, gdzie dotarliśmy do ćwierćfinału przegrywając z późniejszym triumfatorem tej imprezy, wydawało się, że jeśli nie dziś, nie teraz, to kiedy udowodnić, że potrafimy być groźni na mundialu i nie przyjechaliśmy tylko na wycieczkę. Skoro szef Nawałka sprawnie dyrygował drużyną, wyciągając ją z ciemności rankingu (nie mam tu na myśli afrykańskich reprezentacji znajdujących się nad nami), to dlaczego miałoby się nie udać? Skoro mamy kręgosłup drużyny złożony ze światowej gwiazdy i kilku piłkarzy na poziomie europejskiego topu, a reszta jest sensownie wpleciona w drużynę, która już niejedno przeszła? To miały być Mistrzostwa Świata dla kibiców urodzonych w okolicy 1989 roku, za małych, żeby pamiętać igrzyska w Barcelonie, a zbyt głęboko przeżywających kolejne porażki i spektakularne kompromitacje aż do ery Nawałki. Flagi zostały porozwieszane na balkonach, w oknach, samochody mieniły się biało - czerwonymi barwami, a na polanie czekał żubr. Dobra, stado żubrów. Całe pokolenia zasiadły przed telewizory i ściskając kciuki za naszych orłów czekały na rozwój wypadków.

Po parunastu minutach trzymane kciuki zmieniły się w zaciśnięte z wściekłości pięści, które w przerwie opadły w akcie bezsilności i totalnej deziluzji. O ile jeszcze ta pierwsza bramka, to błąd, który mógł się przydarzyć każdemu, nawet Brazylijczykowi z polskim paszportem, to ten drugi cios - ach, szkoda gadać czy pisać.. Senegal był do ogrania i ta świadomość jest chyba w tym wszystkim najgorsza.. W drugim meczu Japonia pokonała Kolumbię 2-1, a później Rosja rozprawiła się z Egiptem 3-1.

A jeśli już wspomniałem o państwie faraonów, to w starożytnym Egipcie koty uważano za boskie zwierzęta. Jeśli w jakimś domu zdarzyło się kocurowi zdechnąć, rodzina na znak żałoby goliła sobie brwi długo żyjąc w rozpaczy. Tak zacząłem się zastanawiać, czemu akurat brew? Bardziej zrozumiałe byłoby oko, ucho, nos, język, ręka czy noga jako utrata jednego ze zmysłów. Być może to byli prekursorzy nowoczesnego makijażu, polegającego na goleniu brwi i późniejszym dorysowaniu ich kredką. Inna sprawa, że kobiety ozdabiające swoją twarz w ten sposób, są wiecznie zdziwione, tak jakby im czegoś wiecznie brakowało. Może brwi..

Tu miał być akapit o tym, jak to dziś strasznie wiało. Po co się odchudzać, jak Cię wiatr może zdmuchnąć, a waga zawsze przebaczy. A jeśli pokaże za dużo - wiadomo, że zepsuta. Ale uznałem, że pisanie o pogodzie świadczy o tym, że już jest późno i trzeba się położyć do łóżka, co niniejszym czynię.

wtorek, 23 października 2018

Rurka z Krem(l)em - V

Mundial dawno się już zakończył, ale prawdę powiedziawszy bardzo nie lubię niedokończonych spraw, zatem seria będzie trwała dalej, ale treść będzie już troszkę inna. W ostatnim czasie nasi wspaniali siatkarze dokonali rzeczy absolutnie niebywałej i obronili tytuł Mistrza Świata. Z całego serca chciałem im pogratulować, bo napisać, że się tego nie spodziewałem, to nic nie napisać. Mało tego, właściwie w gronie ekspertów trudno wskazać głosy, które od początku przeczuwały tak fantastyczny finał. Jednak Polska rządzi się swoimi prawami i nie obyło się bez irracjonalnych refleksji, właściwie tuż po zakończeniu celebrowania tego wielkiego sukcesu. Otóż znalazła się całkiem spora grupa ludzi (w większości tych znanych, ale raczej mało lubianych), którzy odnosili tę wygraną do poziomu sportowego prezentowanego przez piłkarzy, a szczególnie wysokości ich pensji, próbując za wszelką cenę poniżyć wszystkich grających mniej lub bardziej poważnie. Nie potrafię tego zrozumieć. Po pierwsze, nie kopie się leżącego... Po drugie, co ma piernik do wiatraka, a po trzecie, to nie ich wina, że ktoś chce im takie sumy zapłacić. (Spokojnie, przyjdzie jeszcze czas rozliczeń w tej serii - w końcu trzeba spojrzeć prawdzie w oczy).

W niedzielę odbyły się wybory, o których w mediach mówiło się bardzo dużo. Całe osiedla zostały przyozdobione wyborczymi plakatami z mniej lub bardziej żenującymi hasłami kandydujących radnych. Wydawało się, że społeczna frustracja obecną sytuacją spowoduje niebywały ruch w lokalach wyborczych (akurat ja musiałem czekać w kolejce, aby zagłosować), a tu się okazuje się poszło ciut więcej niż połowa. Z każdego medium można było usłyszeć apel - marzenie każdego zakładu pogrzebowego - "wszyscy do urn!" - rzeczywistość znowu okazała się inna. Swoją drogą, coraz bardziej fascynuje mnie rozmiar kart, na której należy pozostawić krzyżyk. Myślę, że z powodzeniem zmieściłbym z drugiej strony mapę Krakowa oraz wszystkie zabytki, jakie warto odwiedzić. Niestety, czeka nas druga tura: Ona czy On? Drzewa płaczą, drukarki się przegrzewają, a my możemy wybrać źle lub jeszcze gorzej. Jednak nie ma się co martwić, za parę dni zmiana czasu, to przynajmniej godzinę dłużej pośpimy!

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że Szwecja pokonała w swojej grupie Koreę Południową 1-0, Belgia rozgromiła Panamę 3-0, a Anglia pokonała Tunezję 2-1. O tym ostatnim kraju sprzedam pewną ciekawostkę. Czy wiecie, że w Tunezji dzień kobiet, który wypada 13 sierpnia, jest świętem narodowym, które obchodzi się niezwykle uroczyście? Mimo, że jest to kraj arabski, nie idzie się wtedy do pracy, a wszystkie damy są szczególnie traktowane. Zatem drogie Panie, wiecie już, kiedy planować wakacje w tym afrykańskim kraju.

Jakiś czas temu okazało się, że jestem dosyć słodkim człowiekiem (medycznie, he he) w związku z czym zacząłem powoli ograniczać cukier. Faktem jest, że nie jest droga pozbawiona kolców, aczkolwiek z biegiem czasu jak ponownie spróbowałem napój gazowany firmy Sprite, to miałem wrażenie wlewania w siebie czegoś obrzydliwego. A propos, mam taki życiowy suchar na koniec:
- Wiecie, czym różni się w sklepie zdrowa żywność od tej pozostałej?
- Ceną.