Dzisiaj rozpocznę od tego, że napiszę coś o poziomie, bo o pionie wiem już wszystko. Po prostu codziennie jeżdżę windą, a jak ten dźwig kursuje, bardzo bystrze zawiadomił nas Adaś Miauczyński, odtwarzany przez Cezarego Pazurę w jednej ze scen "Nic śmiesznego" - to jest ten rodzaj filmu, kiedy człowiek śmieje się przez łzy, ale warty jest obejrzenia. Wracając do głównego wątku, czasem zastanawiam się gdzie leży (jeśli w ogóle jest) granica intelektualnego zubożenia polskiego dziennikarstwa. Myślę tutaj o sytuacji, w której zostałem uświadomiony przez jeden z portali, iż Arkadiusz Milik poślizgnął się w delfinarium i złapał za nadgarstek ale na szczęście nic mu się nie stało. Gdyby to było umieszczone gdzieś w rogu strony albo przynajmniej w rubryce sportowej lub, nie wiem, terapii zajęciowej ze zwierzętami, byłoby mi to łatwiej przyjąć. Jednak ten gigantycznej wartości news pojawił się w centralnym miejscu witryny, napisany czerwonymi literami, co najmniej jakby to była ogromna katastrofa (tu wolę nic nie dopisywać, żeby nie było, że to aluzja do sami wiecie czego). Patrząc w przyszłość, może faktycznie coś tam z tymi delfinami było nie tak, albo w trakcie tego pokazu wyłoniły się rosyjskie bądź senegalskie syreny i zahipnotyzowały naszych zawodników na tyle skutecznie, że obudzili się dopiero parę dni później, oby przed Kolumbią.. W każdym razie wiadomym jest, że gdyby ludzie nie chcieli tego czytać, to pewnie by o tak istotnych wiadomościach nie wspominano, ale czy naprawdę zawsze musimy konsekwentnie równać do dołu niczym lawina? Do naszej kadry wrócę w odpowiednim czasie.
Są takie dni w naszym życiu, że aż chce się oddychać pełną piersią, czujemy się tacy szczęśliwi, a płynący czas przestaje być naszym wrogiem, smagającym nas biczem po lędźwiach. Do tak wspaniale zapowiadającego się krajobrazu należy dodać specjalny dodatek, np.: masaż relaksujący lub wyczekiwane zakupy czy wizytę w salonie samochodowym. Właśnie takim dopełnieniem był przepiękny, rozstrzygający o przebiegu spotkania gol Kolarova w rywalizacja pomiędzy Serbią i Kostaryką.
Ta nasza polska idylla trwa dalej, bo.. Niemcy przegrywają z Meksykiem! Mistrzowie świata nie poradzili sobie z piłkarzami z Guadalajary, załatwiła ich fantastyczna kontra, której zwieńczeniem było uderzenie Lozano, myślę, że jego DNA pochodzi pewnie z Jamajki ponieważ z wyjątkowym luzem skończył tę akcję, zwłaszcza, że było to pole karne naszych zachodnich sąsiadów a nie amatorska liga. Jak łatwo się można domyślić, to uruchomiło trzęsienie ziemi w europejskim zespole, czego dowodem była próba totalnej dominacji Meksykanów. Jednak potomkowie Azteków wyszli z tej konfrontacji zwycięsko jeszcze raz udowadniając, jak piłka nożna potrafi być nieprzewidywalna.
O tej ostatniej prawdzie przekonali się Brazylijczycy, którzy zaledwie zremisowali ze Szwajcarami. Mało kto się spodziewał takiego rozwiązania, ale każdy, kto poświęcił 90 minut swojego życia, to nie żałował, bo bramki były niezwykłej urody. Zarówno mierzone, kapitalne uderzenie Coutinho, jak i główka po rzucie rożnym Zubera zapewniały wyjątkowe wrażenia estetyczne. W ogóle to dośrodkowanie Shaqiriego było tak idealnie wypieszczone, że Xherdan mógłby zostać świetną krawcową; szyje idealnie na miarę.
P.S. Tak mi się przypomniało - bo dużo deszczu jest wokół nas i trzeba coś z tym zrobić:
- Wiecie jak się nazywa mały krawiec?
- Krawczyk.